Popularne posty

piątek, 2 stycznia 2015

Nix

Wracam po przerwie, a to takie tam, z nudów:D


                Londyn to magiczne miasto. Zwłaszcza niektóre jego… zaułki. Muzeum Brytyjskie jest bardzo niezwykłym, jeśli nie najniezwyklejszym miejscem nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i na całym świecie. Pamięć o setkach kultur, którą człowiek zachował najpewniej jedynie dla swojego kaprysu, w tym budynku zdają się przez siebie przenikać… Królowie Babilonu mitygują jakby, swoim obojętnym spojrzeniem młodsze od siebie kultury. „Patrzcie na nas!” mówią „Mienicie się panami Ziemi, a tymczasem wasza cywilizacja jest kolosem na glinianych nogach! Spójrzcie na nas, to nasze dziedzictwo trwa nieprzerwanie od siedmiu tysięcy lat. To dzięki nam młodsze kultury znają astronomię, rolnictwo… To MY budowaliśmy pierwsze miasta! Wy jesteście jedynie naśladowcami.” Zdawałoby się, że dodają z pychą. Tymczasem dalej pysznią się jeszcze bardziej, niewiele młodsi od Sumerów faraoni, sfinksy i niezliczone bóstwa Egipcjan. Tym razem to oni krzyczą, a jest to krzyk najzupełniej uzasadniony. „Odwróćcie od nich wzrok to my jesteśmy najwspanialsi! Nie kto inny tylko MY Budowaliśmy piramidy. Dzięki nam młodzi, macie kalendarz takim jakim go znacie. Podstawy waszej matematyk to nasze dokonania! Na długo przed wami znaliśmy budowę serca i mózgu, podczas gdy przez stulecia anatomia była dla was tabu.” Dalej starożytni greccy filozofowie, wodzowie, poeci, artyści i dyktatorzy ukazują swoje szlachetne oblicza. Przytłaczając nieskazitelną bielą marmurów. „Spójrzcie na siebie!” wołają „Mówicie, że jesteście tacy wspaniali… a bez nas ten budynek by nie istniał. Kolumnady, gzymsy i fryz… to wszystko nasza zasługa! Bez nas nie wiedzielibyście co to demokracja. MY stworzyliśmy igrzyska olimpijskie. Korzystacie więc na każdym kroku z naszego dziedzictwa, a zachowujecie się jakby były to wasze własne osiągnięcia.” Zdawać by się mogło, że dodają z wyniosłością. Z wysokich piedestałów spoglądają na przechodzących wielcy wodzowie rzymscy: Gajusz Juliusz Cezar, Oktawian August, Tyberiusz, a nawet Kaligula. Zdawać by się mogło, że ci tym razem patrzę na nas z politowaniem, a nie złością. „Nie moglibyście wpaść na jakiś własny pomysł? To nie jest chyba, aż takie trudne. Ciągle ulepszacie nasze osiągnięcia tym samym pokazując swoją słabość. Nawet my mimo iż przejęliśmy kulturę helleńską budowaliśmy drogi, akwedukty, termy, mosty, kopuły…”
                Tak właśnie rozmyślał idąc przez muzeum chłopak ubrany w garnitur z jednego z najlepszych włoskich materiałów. Wyglądał w nim na przynajmniej dwadzieścia pięć, w towarzystwie chciał uchodzić na dwudziestoletniego, przy znajomych zachowywał się jak czternastolatek, a w rzeczywistości miał zaś około osiemnastu.
                Włosy przystrzyżone, jak sam mówił miał w kolorze blond, choć fryzjerka uparcie twierdziła że jest to kolor platynowy, ale on twierdząc iż w tych sprawach niezbyt się wyznaje trwał w swoim osądzie. Duże oczy niemalże koloru intensywnego szmaragdu tryskały radością to, znów tchnęły jakimś wewnętrznym zimnem. Twarz szczera i jak najbardziej sympatyczna. Był bardzo wysoki i z natury dość barczysty, ale… wiele można było o nim powiedzieć lecz z całą pewnością nie to, że jest wysportowanym człowiekiem.
                Idąc między egipskimi zabytkami stukał miarowo obcasami eleganckich butów w podłogę z białego kamienia. Minął niemalże święty dla archeologów Kamień z Rosetty i skręcił w lewo w stronę części mezopotamskiej, przeciskając się między turystami. Część ludzi szukała w tym budynku odpoczynku od lipcowego skwaru zaskakującego w tym miejscu Europy, i wlewała się dosłownie falami z ulicy Great Russell… Nikt nie wątpił, że było to dziwne lato, nie było tak gorącego od kilkudziesięciu lat. Miało to jednak mimo wszystko mocne strony ponieważ zachęceni „ciepłymi wakacjami” turyści zjeżdżali się z naprawdę odległych stron świata, aby zobaczyć nieoficjalną stolicę Dominium.
                On jednak odwiedził ten kraj z innego powodu. Nasz bohater przyjechał tu z zupełnie innej przyczyny… mianowicie na ślub. Nie… na jego szczęście lub też nieszczęście to nie był jego ślub. Zaledwie dwie godziny temu odbyła się ceremonia ślubna jego ukochanej siostry… Choć właściwie trudno, aby było inaczej skoro ma tylko jedną. Ważne jest jednak to, że mimo wszystko przyjechał aż z Johannesburga, pomimo to iż całkiem szczerze nie znosił narzeczonego, a teraz już męża swojej siostry. Parszywy typ. Ale musiał udawać szczęśliwego, bo jego siostra w ten dzień taka była, albo jej się tak wydawało i niedługo oprzytomnieje.
                Jednakże wracając do niego samego, i zapominając na chwilę o powodzie jego przyjazdu do Wielkiej Brytanii, odpowiedzmy na pytanie skąd się wziął w tym muzeum? Celowo do tego kraju nigdy nie przyjechałby tylko po to, ale skoro nadarzyła się okazja skorzystał i przyjechał także do tego muzeum. Bo pomimo, że miał dopiero „naście lat” to jednym z jego ulubionych zainteresowań była historia, zwłaszcza cywilizacji starożytnych. Nigdy nie umiał tego wyjaśnić, ale w tej części ludzkiej historii było coś magicznego… tajemnica, która zdawać by się mogło jest na wyciągnięcie ręki i zaraz się rozwieje, ale… No właśnie w tym miejscu zatrzymywali się wszyscy zakochani w tym „czymś” w tym i zasłużeni archeolodzy typu Champollion… Jednak niektórzy wciąż i wciąż wwiercają się w tą tajemnicę, i uparcie twierdzą, że ją odkryli całkowicie, niepodważalnie oraz ostatecznie. Jeśli drodzy przyjaciele, nie rozumiecie o co mi chodzi mam na myśli dziwaków pokroju, jaśnie oświeconego Pana Danikena.
                Jednakże…
                Nasz bohater po przejściu zaledwie kilkudziesięciu kroków doszedł wreszcie do miejsca dla, którego wszedł do tego budynku… Listy z Amarna. Dla wielu nie jest to w zasadzie nic wielkiego, ot gabloty wypełnione glinianymi tabliczkami „poprzecinanymi” przez pismo klinowe. W czasach, gdy je zapisano miały taką samą wartość jak ceramiczny dzban, lecz dziś są czymś takim jak Kamień z Rosetty… przynajmniej dla niego. Dla niego było to coś w rodzaju mostu miedzy naszym światem, a przeszłością… czymś podobnym czym wiele lat temu był Kamień dla Jean-François Champollion’a. Oczywiście nie dosłownie, pomimo swojego zamiłowania do archeologii nie znał praktycznie wcale języka Babilonu.
                Przez dłuższy czas krążył wśród tablic, próbując wyłowić z potoku znaków te znane sobie i poukładać je w słowa. Gdy obszedł wszystkie gabloty, wybrał się na „spacer” po reszcie muzeum…